Zapytałam Panią Krystynę o strajk szkolny w 1946 r., o który pytał @mzk: viewtopic.php?f=109&t=1065 Niestety, w tym temacie nie pomogła. Jednak napisała o wybrykach dwóch młodzieńców...
Rozmawiałyśmy/pisałyśmy o ul. Bałdowskiej. Podesłałam tę fotkę:Wspomniany Jurek i Tadek mieli też na sumieniu młodzieńcze dowcipy typu - dorwali się do jakiegoś telefonu... Wujem Tadka był dr Stanisław Ch. Może skorzystali z jego telefonu. W każdym bądź razie podawali się za pracowników jakiejś ważnej instytucji i kazali odbierającemu telefon mierzyć długość kabla od słuchawki do gniazdka. Mieli z tego ubaw, bo /chyba/ większość robiła z powagą i szacunkiem do strony dzwoniącej... I jeszcze jakieś malowanie karykatur...
W zamian dostałam taką opowiastkę
Ubawiłam się. Taki tczewski BarejaPrzesłała Pani fotkę z moich dawnych stron. Ten kiosk tam stał od dawien dawna. "Mój" kiosk - tam odkładano mi gazety. Pracowała nieżyjąca P. Marulewska z Czyżykowa. Gazety były rarytasem... te kolorowe. Dlatego, jak się chciało mieć "Przekrój", "Kobietę i Życie", czy "Misia" dla dzieci, trzeba było się uśmiechać do sprzedawczyń. Tam, gdzie obecnie kwiaciarnia Zaremby przy 30 Stycznia po wojnie był kiosk. Pamiętam, jak tata posyłał mnie po papierosy sprzedawane na sztuki. Kupowałam 3-5, nawet 10...
Kiedyś tata pracował w kolportażu prasy "Ruch". Opowiadał, że ogłoszono konkurs dla sprzedawców z kiosków - kto więcej sprzeda prasy codziennej. Sprzedawczyni z Gdańskiej, vis a vis kościoła, wygrała. I to ze sprzedaży "Trybuny Ludu". Bez jakichkolwiek skrępowań powiedziała... "No taka moja zasługa - obok przecież sklep rybny i kupujący muszą w coś te zakupione ryby zapakować." A owa gazeta miała wiele stron i ciut lepszy papier niż inne dzienniki.