Ludzie
Janowski – Zygmuntowicz Zbigniew - harcerz z Orląt Lwowskich
W lipcu 1927 roku pomorskie gazety lakonicznie poinformowały czytelników o ofiarach Wisły w Tczewie. W dniu 10 lipca 1927 roku utonęli dwaj uczniowie Szkoły Morskiej. Redaktor podkreślił zbytnią odwagę chłopców i zaufanie we własne siły, a także lekceważenie niebezpieczeństw czyhających w nurtach rzeki. Ofiarami byli Stanisław Małuszycki ze Stolina (woj. poleskie) oraz Zbigniew Janowski-Zygmuntowicz ze Lwowa.
Zbigniew Janowski – Zygmuntowicz był synem pułkownika Zygmunta Zygmuntowicza ze Lwowa – pisarza, dziennikarza, redaktora naczelnego „Panteonu Polskiego”. Podczas walk we Lwowie w listopadzie 1918 roku ośmioletni Zbyszek był gońcem. W 1920 roku walczył w obronie Lwowa jako jeden z młodszych harcerzy w oddziałach nazwanych potem „Orlętami Lwowskimi”. W wolnej Polsce osiągał świetne wyniki podczas zawodów narciarskich czy kolarskich. Nauczył się prowadzić samochody i motocykle, jednak najmilszą rozrywką była dla niego woda - kąpiel , pływanie i żeglowanie. Wychowany na nizinach tęsknił do morza. W maju 1926 roku sam na rowerze podróżował tysiąc kilometrów po Polsce. Przez Lublin, Warszawę, Toruń, Tczew, Gdańsk i Gdynię Zbyszek dotarł do polskiego brzegu. Po powrocie z wakacji rozpoczął ostatni rok nauki. Gdy ukończył szkołę we Lwowie, w towarzystwie ojca pojechał do Tczewa na egzaminy wstępne do Szkoły Morskiej. Po ośmiu dniach dowiedział się, że przyjęto go w szeregi uczniów. "Jestem już uczniem Szkoły Morskiej - wreszcie osiągnąłem to, do czego całe życie dążyłem" - szczęśliwy pisał do matki. Do ojca zaś powiedział :" Popracuję ja na tym "Lwowie", opalą mnie wiatry południowe, ręce mi zgrubieją od lin i żagli, ale gdy wrócę do Lwowa - będą się za mną oglądać...Takim będę marynarzem!"
Nazajutrz po przyjęciu do Szkoły Morskiej, pływając kajakiem na Wiśle, rzucił się na pomoc tonącemu koledze. Wciągnięty przez niego - na głębokiej wodzie – zginął. Zabrała go woda do której tak tęsknił - nie morze, ale Wisła, zanim rozpoczął twardą służbę na statku i ciężką szkołę wilków morskich. Wrócił Zbyszek w rodzinne strony, gdzie tysiące znanych i nieznanych „oglądało się za nim ". Tłumy lwowian odprowadzały na wieczny spoczynek żeglarza - marzyciela.
Zunia