(...) Wtedy to oddział złożony m.in. z żołnierzy tego regimentu pod dowództwem majora Both'a21 został wysłany do obrony Tczewa przed "Polnische Insurgeneten", jak w oficjalnych dokumentach nazywano Legię Dąbrowskiego. W pierwszym pułku, na czele kompanii woltyżerów, Chłapowski Tczew atakuje, Białkowski w będący w pułku czwartym, po zdobyciu, plądruje.
Tczew nie był nowożytna fortecą, otoczony był starymi, pamiętającymi czasy krzyżackie murami miejskimi, do których duszące się w obrębie fortyfikacji miasto podoklejało szereg budynków, zabudowując m.in. otwarte od środka baszty miejskie. Wprawdzie w XVII wieku istniał zewnętrzny pierścień ziemnych obwałowań, ale w 1806 był on już zabudowany przedmieściami i nie nadawał się do użytku. Do środka prowadziły cztery bramy: Młyńska od północy, Gdańska od zachodu i Wiślana od południa. Brama Przeprawowa, wychodziła na wschód nad Wisłę. Major Both, mając do dyspozycji ledwie 600 ludzi, z czego ponad połowa pochodziła z "trzecich" batalionów piechoty, skrupulatnie przygotował się do obrony. Podejścia do bram zostały zastawione kozłami hiszpańskimi, w bramach i murach wycięto otwory strzelnicze na broń ręczną i trzy działa. Na wieży kościoła ustawiono posterunek obserwacyjny, który 23 lutego o 9 rano zaalarmował załogę. Do miasta zbliżało się ok. 12,5 tysiąca żołnierzy wojsk polskich i badeńskich z kilkunastoma działami. Major Both, któremu uprzejmie zaproponowano kapitulację odpowiedział, być może nie zbyt grzecznie, że z pastuchami nie będzie pertraktował. Rozpoczął się szturm na miasto. Ponieważ Brama Przeprawowa nie nadawała się do ataku, a Brama Młyńska wychodziła na mokradła, zaatakowano Bramy Wiślaną i Gdańską, ograniczając się do blokowania Młyńskiej.
Początkowe działania toczyły się o opanowanie, leżącej na południe od miasta wsi Czyżykowy, której bronili jegrzy i strzelcy. Z ataku na tę wieś Chłapowski zdaje następującą relację:
"Dopuścili nas Prusacy blizko domów, a z tych oknami, drzwiami i dziurami w ścianach porobionemi, dali razem ognia do mojej półkompanii, tak że podoficer, który przy mnie na lewo biegł naprzód, padł śmiertelnie ugodzony. Padło i za mną kilku, więcej rannych zostało." W obliczu takiego przywitania trzeba było się wycofać "uciekliśmy wszyscy z 150 kroków może w tył, aż kompania nasza granadyerów na czele batalionu nasz doszła" i przegrupować gdyż "Pierwszy ten ogień zrobił wrażenie na wszystkich, poprzewracani, zabici i mocno ranni, zostali oczywiście na placu, a zdrowi poszli w rozsypkę". Po nadejściu posiłków "zebrałem ludzi i znowu wyprzedzając batalion, wpadłem z nimi pomiędzy domy, ale Prusacy na atak całego batalionu nie czekali. Biegnąc pomiędzy domami na przedmieściu, widzieliśmy jak przed nami uciekali. Z tyłu było kilku konnych, goniliśmy za nimi, ale wpadli do miasta i bramę zawarli"
Od strony zachodniej, czyli Bramy Gdańskiej, spodziewał się Both odsieczy od stojącego w Miłobędzu majora Wostrowsky'ego (tego specjalisty od salutów armatnich), który miał do dyspozycji: 800 bagnetów, 300 szabel i 4 działa. Zmierzająca odsiecz natknęła się na idąca w stronę Tczewa, jak pisze Chłapowski "składającą się z 3 tysięcy ludzi, samych jeńców pruskich " Legię Północną. Major Wostrowsky po wstępnym boju postanowił, że jego następnym miejscem stacjonowania będzie Gdańsk, gdzie udał się bezzwłocznie. Wieś Czyżykowy była kluczowa dla utrzymania obrony miasta, dlatego w tamtą stronę wysłał Both posiłki. Niestety dowodzący ,wysłanym z pomocą oddziałem, oficer został śmiertelnie postrzelony, a idący z pomocą oddział zrobił to, co powinien w takiej sytuacji zrobić - "poszedł w rozsypkę". To resztki tego oddziału podczas "zawierania bramy" oglądał Chłapowski.
Wracając do narracji autora pamiętników: po zajęciu wsi można było pokusić się o zaatakowanie samego miasta. Powoli podchodzono do murów miejskich, jednak pruska załoga nie próżnowała: "Byliśmy wtedy może o sto kroków od bramy, kiedy grad kul padł na nas ze strzelnic w niej do ręcznej broni wyrobionych i z domów na wale po prawej stronie. Powywracało się kilkunastu naszych". Znowu trzeba było wycofać się i czekać, tym razem na artylerię, która zajęła stanowiska koło południa. Działa z obsługą francuską rozbiły bramy (demontując uprzednio armaty pruskie) i wtedy "Ruszyliśmy pędem, wpadli do miasta, pomiędzy Prusaków, którzy się już nie bronili, a my za uciekającymi dobiegliśmy aż na rynek, a za nami wkrótce batalion. Mnie kazano zaraz maszerować na drugą stronę miasta, a jedna kompanię za Prusakami w ulicę na prawo posłano"
Ta ulica na prawo to ulica prowadząca do kościoła i cmentarza, gdzie resztka obrońców wraz z majorem Bothem broniła się jeszcze jakiś czas, po czym się poddała. Chłapowski znacznie zawyża liczbę jeńców i rangę komendanta "W kościele zabrano generała Roth i około 800 ludzi" po czym informuje, że byli to żołnierze "głównie z regimentu strzelców uczonych, dlatego tez tak celnie z okien i zza bramy strzelali i nam sto pięćdziesiąt kilka ludzi w batalionie ubili."
W rzeczywistości strzelców była niecała setka: 1 oficer i 63 Schützen, oraz 1 oficer i 30 Jegrów, a całej załogi łącznie z oficerami, artylerią i huzarami: 590 ludzi. Widać jednak wyraźnie, że celny i silny ostrzał zrobił wrażenie, stąd zawyżanie liczby obrońców i próba wytłumaczenia strat doborowością oddziału.
Do niewoli trafiło ok. 150 żołnierzy pruskich (wraz z rannym Bothem), a 150 uznano za zabitych i zaginionych. Wśród zabitych znalazł się kapitan Schau22 z regimentu Hamberger, dowodzący obroną Bramy Gdańskiej. Jak pamiętamy, to on wrócił się specjalnie do Poznania po bagaże i konia. Zginął pod murami Tczewa, przygnieciony, podczas szturmu drugiego batalionu pułku Ponińskiego, zastrzelonym koniem
Ta część garnizonu "która przez słaby lód Wisły uciekała, a z tych podobno wielu się potopiło" zdołała wrócić do Gdańska w sile 270 oficerów i żołnierzy. W topieniu się w zimnej wodzie Wisły skutecznie pomagała francuska artyleria krusząc lód celnymi salwami.
Białkowski w szturmie udziału nie brał, gdyż jego pułk stał w rezerwie. To jemu zawdzięczamy barwny opis plądrowania miasta po zdobyciu:
"Ogłoszono wojsku polecenie cesarza23: dwugodzinny rabunek jest dozwolony" czy może być sercu żołnierskiemu milszy inny rozkaz? Nic dziwnego, że "rozsypały się pułki po mieście" w którym nie wystygły jeszcze ciała zabitych, "gdym (...) wszedł przez bramę pomiędzy trupami tak naszymi jako też i nieprzyjacielskimi dreszcz mnie przeszedł na widok ciał przeszytych kulami armatniemi jak i kartaczami". Rabowano co się da, łup bywał dziwny: "spotykam żołnierza który wpadł do magazynu strojów i zabrał różnego rodzaju czapki i stroje damskie, niósł je jak wiązki siana za wstążki na ręku", pożyteczny innego spotkałem(...), zegarków co najmniej 50 za łańcuszki trzymał", czasami obwity "schwyciwszy za piernat leżącej kobiety ściągnął ją razem z pościelą na ziemię. Co za widok miły dla naszych wąsaczy ! Dwa worki talarów ukazały się pod pościelą". Niewdzięczną ludność trzeba było czasami doprowadzić do porządku, ten sam los spotykał ukrywającą pieniądze kobietę, "chwytając za worki krzyknęli: Zabić Babę." i broniącego dobytku mężczyznę "żołnierze przyskoczyli do niego i zakłuli go bagnetem, dobijając go kolbami, z głowy czaszkę odbili, potem wziąwszy go z drzwi odwlekli i przerzucili przez sztachety". Żołnierze drugiego pułku którzy weszli do miasta później mieli gorsze warunki do pracy, ale i tak się starali: "w mgnieniu oka dziewczynę odarli tak, że sukienkę, nie mogąc z niej zdjąć bo się mnie trzymała, na niej rozdarli i wzięli". Po pracy, można było trochę odpocząć: "zastałem tam mnóstwo żołnierzy z naszych pułków, jednych już pijanych leżących, drugich pijących, a innych otwierających czopy takim sposobem, że strzelali w dna, a przez otwory lał się trunek. Tymczasem inni kaszkiety podstawiali i z nich pili, niektórzy zaś mieli satysfakcję - strzelanie tylko do beczek (...) trunki porozlewane były tak, że już stopy ludzkie nurzały się w nich, gdym wychodził z piwnicy".
Następnego dnia rano okazało się że mimo wart niewpuszczających nikogo do miasta, znaleziono nowe ciała "tych co będąc pijanym, po mieście się włóczyli", szukając sprawców w kościelnej krypcie znaleziono "60 żołnierzy pruskich, niemniej i mieszkańców ukrytych".
Trzeciego dnia po wzięciu Tczewa, do miasta trafił marszałek Lefebvre24, który miał tam nocować, ale "nie mógł w całem mieście znaleźć jednego pokoju, w którym znaleźć by można choćby jedną całą szybę w oknie, piec albo jakikolwiek sprzęt nieporuszony".
Po zdobyciu Tczewa, Chłapowski brał jeszcze udział w oblężeniu Gdańska, gdzie dostał się do niewoli, a następnie został wraz z innymi jeńcami wysłany szwedzkim statkiem do Rygi.
Białkowski również bierze udział w oblężeniu Gdańska. Podczas kapitulacji jest świadkiem wymarszu załogi, w tym regimentu, którego pragnął być żołnierzem. Ciekawe, czy wśród maszerujących oficerów poznał tych, z którymi "rozmawiał" w Poznaniu, pamiętnego października 1806 roku?
http://napoleon.org.pl/bitwy/tczew.php" onclick="window.open(this.href);return false;